Angel of Death

Angel of Death
Please Subscribe to read the full chapter
 

 ZiTao szarpnął mocno kierownicą, próbując odzyskać panowanie nad pojazdem. Droga była nadzwyczaj śliska, on przekroczył nieco dozwoloną prędkość, a samochód, no cóż, coraz bardziej zbliżał się do stromego urwiska. Siedzący obok niego Wu YiFan zacisnął dłoń na udzie młodszego, z przerażeniem obserwując jak jego palce ześlizgują się z materiałowego obicia. Srebrna toyota odbiła się z hukiem od barierki, przekoziołkowała przez opustoszałą drogę, po czym spadła w przepaść niczym kamyk połknięty przez wodospad. W momencie upadku oczy ZiTao wciąż były szeroko otwarte, jak gdyby skazane były na widok ciała Wu YiFana, rozpryskującego się w drobny mak. 

 

***

 

  Otworzył z trudem powieki, ciężko łapiąc hausty powietrza. Wokół niego wszystko jaśniało, a on sam jakby wisiał, z góry patrząc na mrożącą krew w żyłach scenę. - Więc umarliśmy? - zapytał, a echo jego głosu wypełniło głuchą ciszę. 
- Tak, Wu YiFannie - blondyn usłyszał tenor, więc obrócił się wokół, szukając jego właściciela. - Nie znajdziesz mnie, chłopcze - zaśmiał się. - Jestem Bogiem. 
- B-bogiem? A co z Tao? - Bóg zachłysnął się, milknąc na chwilę. 
- To jest Twoje pierwsze pytanie? A nie 'gdzie jestem?' lub 'Co się ze mną stanie?' 
- Skoro Ty tu jesteś, to jestem w niebie. A jeśli naprawdę umarłem, to nie ma znaczenia co teraz mnie spotka. Proszę, powiedz mi gdzie on jest... - Nie wiedząc, w którą stronę się zwrócić, YiFan klęknął na środku, unosząc złączone dłonie, a jego śnieżnobiała szata rozlała się na podłodze. 
- Huang ZiTao również był dobrym człowiekiem. Początkowo jego dusza trafiła do nieba, jednak spowodował Wasz wypadek i tym samym stał się odpowiedzialny za Twoją i swoją śmierć. Strącono go więc do upadłych aniołów. Aniołów śmierci. 
- C-co? Czekaj! To nie była jego wina, przywróć go tu natychmiast! 
- Nie mogę, Wu YiFannie. 
- Jak to nie możesz?! Czy ludzie nie modlą się 'Boże Wszechmogący?!' 
- Przykro mi. Jednak wiem, że już próbuje Cię odzyskać. Czuję to. Bądź ostrożny... - z tymi słowami dźwięk jego głosu zdawał się bleknąć, wnikać w otaczającą go światłość. Chłopak opadł na podłogę i ukrył twarz w dłoniach. 
- Co my zrobiliśmy, Tao-ah? 

 

*** 

 

  Ubrany w czarny garnitur ZiTao siedział na podłodze, marszcząc czoło w skupieniu. Obserwował sceny przewijające się przed jego oczami, wybierając kolejne ofiary. 
- O! Ten! - krzyknął uradowany, pokazując palcem na obraz wysokiego, uśmiechniętego nastolatka. - Park Chanyeol... To co? Podaruję ci złośliwego raka płuc. - Huang pstryknął głośno i w jednej chwili brunet zgiął się, a z jego ust wydostała się krew. - A byłeś taki szczęśliwy... - Zaśmiał się, przerzucając swoją uwagę na kolejną scenę. Młoda kobieta zbiegała po schodach wprost w ramiona ukochanego, z dyplomem ukończonej uczelni dumnie przyciśniętym do piersi. - Złam nogę. - Rozkazał, p

Please Subscribe to read the full chapter
Like this story? Give it an Upvote!
Thank you!

Comments

You must be logged in to comment
No comments yet