Rozdział V

Demonic Institute: Help him, if you can. For me.

Gwałtownie otworzyłam oczy wybudzona z koszmaru, o demonie z błękitnymi kocimi oczyma. Szybko usiadłam i rozglądałam się wokoło szukając znajomych twarzy.
Byłam z powrotem w Instytucie w sali dla chorych i rannych, a przy moim łóżku spał...Myungsoo? Zdziwiłam się, że go tu zastałam, ale również ucieszyłam. Jako pierwszy się ze mną zaprzyjaźnił, miło mi było go tutaj widzieć.
Zaspana wyciągnęłam się i przetarłam swoje oczy. Co się stało, że się tu znalazłam? Spojrzałam na siebie i stwierdziłam, że nie mam ran czy blizn, prócz tym bladych po runach-skutkach ubocznych ich rysowania. Przypominałam sobie powoli, co się stało na misji. Wielkiego cuchnącego inkuba, ostre kły wbijające mi się w ramię. Natychmiast sięgnęłam tam ręką, ale nie wyczułam nic. To dziwne, po takim ukąszeniu powinnam być martwa. Zacisnęłam oczy by lepiej się skupić. Co się stało, do licha? Jedyne co pojawiało mi się pod powiekami to twarz Lumina, na tle bladego Księżyca i gwiazd.
LUMIN! Gdzie on jest? Czy jemu też się coś stało?
-Obudziłaś się, to świetnie.
Odwróciłam się do L’a, siedział w rozkroku na krześle obok mojego łóżka i przyglądał mi się. Wyraz twarzy miał rozkojarzony, świadczyło to o tym, że właśnie wybudził się z głębokiego snu.
Ale był też spokojny jakby absolutnie nic się nie stało. Ubrany w czarne spodnie i białą koszulę, typowy strój dla Łowcy po godzinach-wygodny i elegancki.
-Co mi się stało?- wychrypiałam, a w moje gardło wbiło się tysiące małych igiełek. Natychmiast się za nie złapałam.
Usłyszałam melodyjny śmiech mojego przyjaciela, który podał mi coś do ręki. Wielki gorący kubek z jakimś parującym płynem. Spojrzałam się na niego niechętnie.
-To herbata. Po brytyjsku, czyli z mlekiem, miodem i cytryną. Pomaga na ból gardła. Pij.- ponaglił.
Bardzo musiało chcieć mi się pić, bo wychłeptałam wszystko paroma chałstami. Płyn spłynął mi przyjemnie po gardle, dając poczucie ulgi.
-Lepiej?
Potrząsnęłam tylko głową.
-To dobrze.
-Co mi się stało?- powtórzyłam, teraz już bardziej pewnym głosem.
-Byłaś na misji z Luminem...- jego imię wymówił niemiłosiernie się krzywiąc.-...i zostawił Cię w korytarzu, ale nie zauważył, że jeden inkub mu się wymknął i zaczaił się na Ciebie. Inkuby dziwnie działają na kobiety, pewnie czułaś się jak chora, i chciało ci się mdleć?- potwierdziłam kiwnięciem głowy.- Tak myślałem...One maja taki czar żeby ubezwłasnowolnić ofiarę. By była bezbronna.
-Ale na Lumina sukuby nie działały. Wybił je.
-On miał runę ochroną na ten czar, nie wiem dlaczego Ci jej nie nakreślił. Ten palant jest zbyt pewny siebie, zapewne założył, że tak szybko się z nimi rozprawi, że żaden nie zdąży uciec. Koniec końców prawie umarłaś.- po jego twarzy przemknął wielki ek. Widocznie się o mnie martwił.- Na szczęście nie.
-Kto mnie uleczył? Ta rana była poważna. Nie wyleczyło by jej zwykłe irantze.
-Któż mógłby Cię uleczyć jak nie Wielki Seoulski Czarownik?!
Usłyszawszy obcy głos, szybko obróciłam głowę do jego źródła.
Przez salę chorych kroczył żwawo chłopak, można by było rzec, że zwykły nastolatek, ale nie wskazywały na to błękitne kocie oczy. Czarownik jak się patrzy, a zapach lawendy-typowy zapach czarownika- ciągnął się za nim, póki nie wypełnił całego pomieszczenia.
-Wielki, taaaa.- prychnął Myungsoo.
Oczywistością było, że Nocni Łowcy nienawidzili- w łagodniejszych przypadkach nie tolerowali, a w ekstremalnych tolerowali, ale nie lubili-Podziemnych. Czarowników, Wilkołaków ,Wampirów czy Faerie.
Właśnie podchodził do Nas pierwszy z wymienionych-Czarownik, czyli skrzyżowanie człowieka z demonem.
Nie był wysoki, miał niebiesko-czarne włosy, duże Azjatyckie oczy-jak wspominałam kocie i błękitne. Ubrany od góry do dołu w najmodniejsze i najdroższe ciuchy, znanych mi Przyziemnych marek. Nie mogłam też nie pomyśleć, że był żywą reklamą kosmetyków, przy mocno pomalowanych cieniami oczach i przy tonie eyelinera. Uśmiechał się zalotnie, ale wyraźnie z przyzwyczajenia niż z chęci flirtu.
-Seoulski Czarodziej?- zapytałam.
-Mów mi jak chcesz, Złotko, szczególnie lubię G-Dragon. Tak się możesz do mnie zwracać skoro pełen tytuł Ci nie pasuje.- mrugnął do mnie.- Zobaczmy co z Tobą Złotko. Mogę Ci tak mówić? Jasne, że mogę!- odpowiedział sam sobie.
Siadł na skraju mojego łóżka i opuszkami dwóch placów prawej ręki uniósł mi podbródek ku górze.
Odchylił trochę mojej koszuli do spania, by przyjrzeć się ramieniu, gdy nic go nie zaniepokoiło, przyłożył mi ucho do piersi i krótką chwilę słuchał bicia serca. Złapał mnie potem za skronie i ułożył głowę tak bym się na niego patrzyła.
-Zakaszl Złotko.
Zrobiłam co kazał, choć gardło dalej mnie pobolewało.
-Nic Ci już nie dolega Złotko.- ciągle to powtarzał.- Powinnaś jeszcze z dzień poleżeć, ale nic ci nie powinno już być. Ale proszę cię Złotko, nakreślenie Znaku odganiającego inkuby zajęłoby ci 3 sekundy, a tak leżałaś tu tydzień, a ja tydzień musiałem włóczyć się wśród Was-Nocnych Łowców. Oczywiście odwiedzanie Cię mi nie przeszkadzało, lubię Cię Złotko.- popatrzył potem  kocimi oczami na Myungsoo, który najciszej jak mógł prychnął, że Czarownik nie lubi mnie tylko pieniądze, które dostanie za moje wyleczenie.- Ciebie nie lubię, tak jak twojego koleżkę tego tlenionego blondynka. –uśmiechnął się wesoło. Pogłaskał mnie po włosach i chwilę trzymał je w dłoni.-Jakież masz przesuszone włosy, polecam nową odżywkę.
Tak jak myślałam-Chodząca Reklama Kosmetyków, a nie Wielki Seoulski Czarodziej.
-Powinnam teraz na coś uważać, GD?- zdrobniłam sobie jego pseudonim. Nie miałam czasu na słodkie przekomarzanie się z czarownikiem.
-Na niebezpieczeństwo.- uśmiech nie schodził mu z twarzy.- Może też nie pozwól się otruć. Ale tak na poważnie Złotko, to nie wychodź nigdzie teraz, dużo pij i jedz, waż sobie napary z ziół i kup sobie odżywkę.- zaklaskał wesoło.- Moja robota skończona, rachunkiem się nie przejmuj, zapłacono mi już z góry, a że Cię lubię masz ekstra zniżkę! To ja znikam.

Usłyszałam jakby trzask płomieni i GD zniknął pozostawiając za sobą niebieską mgiełkę i silny zapach lawendy.

Po chwili odezwał się Myungsoo.
-Przypomniałem sobie, że Dyrektor tu był. Kazał Ci do siebie przyjść na rozmowę jak się ockniesz. Ale najpierw...-wziął szklane naczynie pełne czegoś pysznego i pałeczki ze stolika.-...zjedz coś,  bo nie jadłaś cały tydzień, który tu leżałaś.

Przyjęłam od niego jedzenie i popatrzyłam na niego najbardziej czułym wzrokiem jakim mogłam. Był taki opiekuńczy. Gdy jadłam poszedł po świeże ubrania dla mnie. Jak już się posiliłam, a jego dalej nie było, wzięłam szybko prysznic. Akurat, gdy wychodziłam ze szpitalnej łazienki, dalej ubrana w paskudną białą piżamę z radością powitałam, komplet czarnych rzeczy, które przyniósł- T-Shirt Ironów, czarne getry i czerwone martensy. Wreszcie poczułam się zdrowa, gdy maszerowałam tak z jeszcze mokrymi włosami do gabinetu Dyrektora.
Zapukałam grzecznie, a gdy usłyszałam bym weszła ostrożnie uchyliłam drzwi.
Oczywiście spodziewałam się, że na tej rozmowie mogę zastać Lumina, ale gdy dopiero go zobaczyłam żołądek mi się skręcił. Wyglądał mizernie jakby wcale nie spał.
-Witaj Eunji- powiedział poważnie dyrektor Woo Bin.
-Witam.
Weszłam nieśmiało do środka i zajęłam miejsce wyznaczone przez Woo Bin’a- fotel naprzeciwko jego biurka.
-Doszły mnie słuchy o tym co zrobił Lumin.- zaczął dyrektor, a gdy spojrzałam się na towarzysza zeszłotygodniowej misji ten nawet nie drgnął. Z wielkimi siwymi podkówkami pod oczami tępo wpatrywał się w swoje splecione na nogach ręce.- Rozumiem, że zabrał Cię na misję, tak pozwoliłem mu na to, ale nie wiedziałem, że kompletnie olał sprawę tylu demonów. Że naraził Cię na niebezpieczeństwo. Tak poradziłabyś sobie z tym demonem, gdybyś miała broń!- zaczął mówić coraz głośniej w zdenerwowaniu.- Ale Lumin nie zakreślił Ci żadnych znaków nie ostrzegł Cię, kazał Ci zostać, a ty uległaś czarowni- nie winię Ciebie, tylko Lumin. Na Anioła co Ty sobie do diabła myślałeś. MASZ JĄ CHRONIĆ! NIE PRÓBOWAĆ ZABIĆ!- teraz Woo Bin krzyczał.
Lumin wciąż nie drgnął.
-Nie mam wyboru. Odsuwam Cię od niej i odbieram Ci misję! –oznajmił dyrektor i potarł sobie skronie jakby pulsował w nich silny ból.
Wtedy Lumin przymknął na chwilę oczy i westchnął krótko. Wyglądał trochę na cierpiętnika.
-Dyrektorze, ja chcę się wypowiedzieć. To nie było niedopatrzenie Lumina. Jestem dorosła, to ja powinnam pomyśleć o znaku. To ja nie powinnam ulegać czarowi. A Lumin zachował trzeźwość umysłu, wezwał pomoc, wyprowadził mnie. Nie zasłużył na żadną naganę według mnie, zasłużył na pochwalę. Nie chciał bym wchodziła do gniazda, bo bał się o moje bezpieczeństwo. Ewidentnie nie ma na celu mnie zabić, wierzę w to.
-Chciałem żeby była bezpieczna.- wychrypiał Lumin. Po chwili znów zwiesił głowę.
-Jesteś starszy od niej 6 lat, powinieneś...-mówił Dyrektor.
-Tak powinienem...powinienem pomyśleć o wszystkim i o jeszcze czymś więcej, tak wiem.- przyznał, choć zapewne kosztowało go to wiele wysiłku.
-Proszę Dyrektorze...Naprawdę o mnie dbał, bardziej niż należycie. Tak jak mówiłeś, dał z siebie wszystko i jeszcze trochę.
Woo Bin westchnął.
- Okej, okej...-zakrył oczy dłońmi.- Ciągniesz tą misję, ale to już ma się nie powtórzyć! Zejdźcie mi z oczu, muszę teraz to wymazać z papierów. Won!- odgonił Nas.
Szybko wyszliśmy z biura zostawiając go samego.
Popatrzyłam się na Lumina.
-Powinieneś się położyć.- powiedziałam z troską w głosie.
-Na pewno nic Ci nie jest?- zapytał nagle.
-Nie, naprawdę. Wielki Czarodziej mnie zbadał, nic mi nie jest. Lumin...
Spojrzał się na mnie zmęczonym spojrzeniem.
-Dziękuję za ratunek.
Znów westchnął.
-Przez cały tydzień czuwałem nad twoim łóżkiem, nie wybaczyłbym sobie jakby coś ci się stało. Byłaś pod moją opieką...gdyby...-umilkł.
-Ale wszystko jest okej.
-NIE, NIE JEST OKEJ. NIE ROZUMIESZ?- krzyczał.
-Nie? O co Ci chodzi?! O co znów do cholery chodzi?!- zdenerwowałam się.
-
O to do cholery mi chodzi, że nie mogę przebywać z Tobą w jednym pomieszczeniu. O to, że gdy Cię widzę, a nawet jak o Tobie myślę, nie mogę się skupić. Nawaliłem, bo byłaś obok i umarłaś prawie przez to, bo nie mogłem myśleć o zabijaniu, tylko o tym czy nic Ci nie jest Eunji!
Nie rozumiałam nic z tego.
-Wiem...wiem, że wszystko chrzanisz przeze mnie... przepraszam, ale...
-Dalej nie rozumiesz...-powiedział znużony.
-To mi wyjaśnij!- zażądałam.
A on szybko do mnie podszedł i przycisnął do siebie. Jego wargi musnęły moje wargi.
Unieruchomił mi tył głowy , wtapiając swoją rękę w moje gęste krucze i jeszcze mokre włosy. Chwilę później już mnie całował, a ja zauważyłam, że odpowiadam mu na te pocałunki z równą żarliwością. Przytknęłam swoje ciało do jego i zauważyłam, że pasują do siebie. Czułam jego twarde mięśnie brzucha na swoich brzuchu. Mocne ramiona mnie obejmowały. Był przyjemnie ciepły, tak jak wtedy, gdy półprzytomną zanosił mnie do łóżka, obok swojego pokoju. Całowałam go tak jakby nie było jutra. Jego wargi były słodkie i miękkie.
Całowaliśmy się tak nie wiem jak długo. W końcu z braku powietrza odsunął się ode mnie. Chciałam się do niego przytulić, ale gdy otworzyłam oczy jego...nie było. Stałam sama na środku korytarza, oświetlonego tylko magicznymi pochodniami. Nagle Woo Bin wyszedł z gabinetu.
-Ty jeszcze tutaj? Znikaj mi z oczu!- rzucił.
A ja zdezorientowana tym wszystkim oddaliłam się pośpiesznie. Zmierzałam do swojego pokoju. Wiedziałam, że tam znajdę Lumina. I gdy tylko o nim pomyślałam, poczułam lekkość w brzuchu, wesołą i beztroską. Ale ja nigdy czegoś takiego nie czułam!, zmartwiłam się.

A na ustach dalej czułam smak jego warg.

Like this story? Give it an Upvote!
Thank you!

Comments

You must be logged in to comment
No comments yet