Rozdział I

Demonic Institute: Help him, if you can. For me.

Wygodnie oparłem głowę na jednym z wielkich, masywnym gargulców zdobiących przyczółek katedry. Miałem stąd świetny widok na Seoul. Oświetlony neonami, zawsze żywy, ruchliwy i zasypany demonami Seoul. Leniwie obserwowałem krajobraz, wpatrywałem się w wielkie rozgwieżdżone nade mną niebo. Dzisiejsza warta została powierzona mi, czego nie lubiłem, wolałem akcje, misje, mrożące krew w żyłach spotkania z upiorami nocy, w które żaden Przyziemny nie uwierzyłby nawet jakby taki przebiegł mu koło nosa.
Parsknąłem śmiechem, choć zabrzmiało to jak kaszel. Mijały długie minuty, a ja nadal wbijałem wzrok w sunących w dole Przyziemnych-ludzi nie potrafiących zobaczyć Świata Cienia-znajdowałem się na jeden ze strzelistych wież katedry, najbardziej wysuniętym punkcie obserwacyjnym, pode mną jakieś 60 metrów niżej mogłem dostrzec główne wejście do Instytutu. Westchnąłem cicho. Słyszałem, że ktoś wchodzi przez klapę na dach, ale nie fatygowałem się na tego kogoś spojrzeć.
-Dyrektor Woo Bin Cię wzywa.-powiedział ktoś leniwie. Już wiedziałem z kim mam do czynienia.
-Spadaj Myungsoo, mam warte. Idź być nudziarzem gdzie indziej.-odparłem nie patrząc na przybysza, obracając moją stelę między palcami.
-Mam Cię zastąpić na warcie bo jak zwykle wysyłają na samotną misję Ciebie.- powiedział gorzko L.
-Ciekawe dlaczego? Może dlatego, że ty jeszcze nie zabiłeś nawet jednego demona? A to ci pech.- powiedziałem.
Ożywiłem się trochę i parę minut później już byłem u Dyrektora. Rozmowa nie trwała długo, miałem zająć się bandą niezidentyfikowanych demonów na rogu Guro i Yangcheon. Po zabraniu paru noży, mieczy i chakramów wybrałem się na misję. Ten wieczór jednak nie będzie nudny, pomyślałem.
 

***

-Ten wieczór jest cholernie nudny!- mruknęłam pod nosem. -Nic do roboty.
Właśnie mijałam tłumy ludzi stojących na przystanku autobusowym. Żadne spojrzenie nie powędrowało w moją stronę, choć powinno. Nie, nie byłam próżną ladacznicą, byłam…inna. Nie tylko ubiorem. Mijałam wiele dziewczyn ubranych niczym papużki, w kolorowe sweterki, spodnie, pastelowe dodatki. Ja niezauważona dzięki czarom ochronnym, sunęłam jak żywa śmierć od góry do dołu ubrana w najgłębszy kolor czerni, jaką mogłabym dostać w sklepach. Jako rodowita Azjatka, miałam długie go pasa włosy koloru czerni, na ramiona narzucona czarna skóra, czarny T-Shirt zespołu metalowego zawierał w sobie jakiekolwiek ślady koloru czerwieni, czasem błękitu. Z zamiłowania do mody jednak chodziłam teraz w halkowej długiej spódnicy, a w przypływie buntu jaki wyniosłam z Instytutu z Singapuru, gdzie dorastałam, nosiłam czerwone rażące buty. Każda para jaką tylko posiadałam była tego koloru, wyłamywałam się z kanonu Łowców ubranych całkowicie na czarno. Ostry ciemny makijaż bardzo kontrastował z moją skórą koloru mleka, bardzo dziecięcą jak na dopiero co skończone osiemnaście lat.
A na imię miałam Eunji.
Skręciłam właśnie w jedną z biedniejszych seulskich uliczek, za to z dużą ilością kramów z żarciem. Niewidzialność, choć chwilowa miała swoje plusy, podchodziłam do stoiska, brałam co chciałam, zostawiałam potajemnie pieniążek i wracałam do spacerowania. Ciężki plecak ciążył na ramieniu, a pas z całym arsenałem broni jaki miałam jakby ciągnął w dół. Po posiłku dalej szlajałam się po mrocznych alejkach między opuszczonymi budynkami, aż nie zapadł zmierzch, a potem noc. Poszukiwanie Seoulskiego Instytutu było dość trudne, miałam tylko wskazówkę, że poznam go po wielkim marmurowym aniele na placu przed bramą, w dzielnicy Seongdong-gu. Aktualnie zbliżałam się do Guro-gu.
Była to biedna, zapuszczona i niebezpieczna dla Przyziemnych dzielnica. Aż czuło się tu po trochu zapach wilkołaków i wampirów, a wszystko to potęgował jeszcze słodkawy odór śmieci z kubłów. Błąkałam się po tej melinie z dobrą godzinę, aż w końcu zauważyłam żywsze światła dzielnicy Yangcheon. Na końcu ciasnej, zbrudzonej uliczki już widziałam tłumy ludzi i kolorowe światła barów i kawiarni. Ale kątem oka dostrzegłam coś innego. Wielki jak kubeł na odpadki Pożeracz tłukł okno w jednym z opuszczonych budynków i wskakuje tam. Za nim podążyła chmara mniejszych Oni. Miałam juz olać sprawę, ale wtedy przypomniałam sobie słowa przysięgi jaką jeszcze tydzień temu składałam na ręce Anioła. "Będe chronic wszystko co dobre i żywe, Przyziemnych i Podziemnych. Zabijać każdego demona jakiego mi dane będzie spotkać". "Każdego demona". Westchnęłam zrezygnowana i wyjęłam seraficki nóż zza pasa, uniosłam go i nadałam mu imię Gabriel-mojego anioła patrona, tak zyskał on błogosławioną moc. Moc, która zabija demony plączące się po tym świecie jak zaraza, a którą my musimy wybijać. My-Nocni Łowcy, tym właśnie jestem. Zabijam demony. I sprawia mi to niebywałą frajdę.
Odwróciłam się napięcie i podążyłam za Pożeraczem i Oni. Prześlizgnęłam się przez wybite okno i znalazłam się w ciemnym przyciemnionym, dusznym pomieszczeniu. Podążałam za zapachem demonów, zapachem krwi i zgnilizny. Po paru minutach poszłam do wielkiego pomieszczenia, wyglądającego jak stare foyer. Na środku gromadziły się oślizłe demony, wiele Oni, Pożeraczy, Wielkich Demonów Strachu i paru innych. Ciszę przerwał krótki krzyk. Wydawał się kobiecy. Potem usłyszałam chłeptanie i mlaskanie. Przechyliłam głowę by mieć lepszy widok na demoniczną ucztę. Dźwiek drażniło ucho. Powodował, że chciało się stąd uciec, ale ja nie dość, że nie uciekłam, to jeszcze przyglądałam się tej masakrze. Wokoło zdobyczny zdążyła się zgromadzić wielka i czarna kałuża krwi. Biedna, pomyślałam, ale dla niej już nie było ratunku. Seraficki nóż zajaśniał anielsko w mojej dłoni, wtedy zdecydowałam się na atak. Podbiegłam do zgromadzonego plugastwa i po kolei wbijałam w zakrwawioną masę mój miecz. Nie było to arcytrudne. Oni są głupie, Pożeracze wolne, a wyszkolony Nocny Łowca jak ja był zbyt szybki i sprytny na ten rodzaj demonów. Choć poczułam atak jednego, gdy próbował poharatać mi plecy swoimi pazurami skrzącymi się w lichym świetle jak metal. Wybiłam już większość demonów, czując, że włosy i palce kleją mi się od ich czarnej krwi i posoki, z szybkością godną błyskawicy odwróciłam się by dobić resztę, a szczególnie tego odpowiedzialnego za zniszczenie mi kurtki. W ułamku sekundy dostrzegłam, że ostry koniec obcego miecza znalazł się blisko mojej szyi i nie czekając na wyjaśnienie, postąpiłam tak samo. Gdy już stałam, a adrenalina przepływająca przez moje żyły powoli rozprzestrzeniała się po organizmie dostrzegłam, z naprzeciwko mnie stoi chłopak, ale nie mogłam dostrzec jego twarzy, nawet w świetle serafickiego noża. Mogłam tylko dojrzeć, że reszta demonów leży u jego stóp, a ich cielska roztapiają się by wrócić do swoich wymiarów. Staliśmy naprzeciwko siebie z wyprostowanymi rękami z mieczami nawzajem celując nimi sobie w gardła. Chłopak trochę wyższy od niej odezwał się pierwszy przerywając ciszę:
-Imię.- to był rozkaz.
Jego głos był twardy, głęboki, ochrypnięty, ale także bardzo męski.
-Powiedz swoje, a poznasz moje.-oznajmiłam dobitnie.
Nie byłam typem dziewczyny, która na byle jaką groźbę czy coś tego pokroju rozpłacze się i ucieknie z krzykiem. Nie tak były szkolone Łowczynie. Jakbym poczuła, że nowoprzybyły uśmiecha się na to szelmowsko. Spojrzał na ciało kobiety, osuszonej z krwi.
-Nie dało jej się uratować, była zatruta jadem, a ja nic bym na to nie poradził.
-Ty? Kto wybił większość demonów? – zaśmiałam się z jego zarozumialstwa, ale potem także spojrzałam się w stronę martwej kobiety. Zmarszczyłam brwi. Nie zasługiwała na taką śmierć.- Trzeba powiadomić najbliższe Ciche Miasto. -oznajmiłam.
Teraz ostrze jego noża zabłyszczało białym światłem, ukazując jego twarz. Miał przystojną okrągłą buzię, blond włosy zaczesane tak, by można było ujrzeć jego wielkie czekoladowe oczy. Pełne usta zacisnął mocno, jakby się czymś zdziwił. Ubrany był w pełen rynsztunek bojowy. Cały od góry do dołu w czarnej skórze. Był szczupły, wysoki, ale też dobrze umięśniony, choć nie za mocno.
Chwilę potem zauważyłam, że na całej lewej stronie twarzy widnieje wielki odprysk z krwi demona i powoli skapuje mu z brody na pierś, gdzie także była wielka plama posoki.
-Nie byłaś na górze. A Ciche Miasto zostało już powiadomione. -odparł. -Imię?- tym razem zabrzmiało to łagodnie.
Zdecydowałam się odpowiedzieć.
-Park Eun Ji. Teraz proszę o twoje imię, Łowco.
Odstawił ostrze od mojego gardła, więc ja zrobiłam to samo.
-Jestem Lee Seung Hyun. Ale wolę jak mi się mówi Lumin.
 


 

Like this story? Give it an Upvote!
Thank you!

Comments

You must be logged in to comment
No comments yet