Double B one shot 1/1

Double B one shot

Pamiętam nasze pierwsze spotkanie, dokładnie potrafię sobie ułożyć w pamięci, to jak wyglądałeś tamtego dnia.
Wiem, jaki miałeś t-shirt na sobie, co powiedziałeś, gdzie usiadłeś, jak zaciskałeś palce na spodniach. Potrafie przywołać
w głowie twój głos, słyszę jak nerwowo się śmiejesz, kiedy mówie, że jestem od ciebie młodszy. Zwracasz się do
mnie oficjalnie, zbyt oficjalnie. Widzę jak z podziwiem spoglądasz na moje teksty, utwory nad którymi właśnie pracuję.
Nie wiesz jeszcze, że za niedługo staniesz się moim nauczycielem i największym wsparciem, jakie kiedykolwiek
od kogoś dostałem. Przyjacielem, bratem, partnerem w działaniu, pierwszą miłością i kochankiem. 
                         
                                                              *                                 *                                        *

Przesłuchanie do SMTM3

-Kimbab! Do cholery, ile razy można cię wołać?!- czułem jak coś się we mnie gotuje, ludzie w kolejce i tak
już wystarczająco się na nas gapili, a ten dureń wpadł w tłum i rozdawał autografy, jakby to była najlepsza
rzecz w jego życiu. Zacisnąłem pięści, zrobiłem głęboki wdech i ruszyłem w tłum, by zaciągnąć go
spowrotem na miejsce, w którym powinien stać. Przeciskając się przez ludzi usłyszałem kilka niemiłych
słów skierowanych w stronę moją, Bobbiego, a przedewszystkim naszej agencji. Czułem się coraz 
bardziej zirytowany i pomyśleć, że to ja jestem młodszy. Kim musiał zauważyć moją czerwoną twarz,
bo wycofał się i swobodnie ruszył w moim kierunku.
-Co jest?- zapytał uśmiechając się promiennie
-Nic. Poza tym, że robisz z nas widowisko, a idąc tu po ciebie dostałem kilka razy z łokci w żebra i 
zostałem nazwany 'lalusiowatym idiotą'.- westchnąłem zfrustrowany postawą mojego chłopaka
-Hanbin, wyluzuj! Na miłość boską!- wyjęczał oburzony, dalej nie rozumiejąc tego, że nie chce,
żeby mnie zostawiał w tłumie obcych ludzi
-Może mógłbym wyluzować, gdybym ciągle nie miał jakichś kłopotów! Program na głowie,
za chwilę kolejny występ, Chanwoo dalej nie nauczył się poprawnie układu, a Jinhwan hyung
ma problemy z gardłem! Do tego stoję w tej pieprzonej kolejce od 9 godzin, słońce spaliło
mi nos, a ty zamiast być ze mną, wolisz wbić się w tłum jakichś laseczek! Nie Jiwon!Cholera!
Nie mogę się wyluzować, rozumiesz?!- nawet nie poczekałem na jego odpowiedź, obróciłem
si na pięcie i pełny złych emocji odszedłem, by nie nawrzucać mu rzeczy, których mógłbym 
potem żałować. Kilka metrów dalej znalazłem zacienione miejsce, w którym mogłm swobodnie usiąść.
W środku cały się trząsłem, ale czułem jak krew powoli odpływa z mojej twarzy, która musiała
być zapewne purpurowa jeszcze klika sekund temu. Schowałem buzie w dłoniach i zamknąłem
oczy. Wszystko było tak cholerenie trudne, byłem przemęczony i pozbawiony chęci do
zrobinia czegokolwiek. Ostatnio całyczas wszystko szło nie tak, jak chciałem, jakby los
celowo rzucał mi kłody pod nogi. Poczułem czyjeś ramię na swoich plecach.
-Przepraszam. Wiem, że jest ci ciężko.- podniosłem głowę, na twarzy Kimbapa widać
było, że jest przejęty, nie uśmiechał się, a jego oczy były dziwnie puste.
-Ja też przepraszam, poniosło mnie...Nie jesteś moją opiekunką.- poklepałem go 
po plecach, starając się jak najbardziej uspokoić
-Ale obiecałem ci, że się tobą zaopiekuję. Jestem beznadziejnym chłopakiem. - westchnął
ciężko, bawiąc sie sznurówkami moich butów
-Jesteś, ale to nie zmienia faktu, że mi na tobie zależy.- strąciłem jego rękę i wstałem z ziemi,
wyciągając do niego dłoń, by pomóc mu wstać. Chwycił ją i szybko się podniósł.- Wracajmy już.
Zaczyna się tu robić widowisko, pozatym kolejka ruszyła, może za chwilę uda nam się wbić
do jakiegoś chłodniejszego pomieszczenia.

 

 

                                                            *                                                         *                                               *

Bobby czasami był naprawdę okropnym chłopakiem. Kradł mi skarpetki, a po naszym pokoju
latały jego brudne koszulki,a nawet bielizna. Potrafił zapomnieć, która szczoteczka jest jego,
przez co systematycznie w naszym dormie odbywały się wojny, o to, żeby podpisał swoją
własną. Zostawiał zalaną łazienkę i biegał z gołym tyłkiem po całym mieszkaniu.  W nocy
potrafił obudzić się rozpaczając, gdzie jest jego bezcenny Kubuś Puchatek, budząc wszystkich innych
członków, by pomogli znaleźć mu jego skarb. Jednak wszystkie te zachowania były bardzo Kimbapowe
i powodowały, że wokół niego była magiczna aura, która mnie do niego przyciągała. Oprócz minusów
miał też plusy. Potrafił ugotować całkiem dobre jedzenie i często brał mnie do restauracji jego cioci, gdzie
mogliśmy rozkoszować się pysznymi potrawami. Nigdy nie zapominał o urodzinach, rocznicach i ważnych dniach,
zawsze starał się, byśmy mogli spędzić je jak najlepiej. Dbał też o mnie, kiedy byłem chory i zostawał 
do późna na sali treningów, kiedy wiedział, że będę go potrzebował. A co najważniejsze był bezinteresowny,
szczery, pracowity i przede wszystkim skromny.
Wtedy jednak nie wiedziałem, że wkrótce się to zmieni.

                                                          *                                                      *                                                            *


Wieczór po ostatnim występie B.I w SMTM3


-Hanbin...- usłyszałem nad sobą cichy głos Jinhwan hyunga- Dałeś z siebie wszystko, nie masz czego żałować.
Przecież wiesz, że wszyscy mówią, że to był najlepszy występ...odszedleś z klasą, to ludzie podjęli złą decyzję.
Wstań i zjedz coś.- poklepał mnie po ramieniu i  położył się obok mnie na łóżku
- Która godzina?- westchnąłem cicho, przykrywając się kocem
-Czwarta rano.
-Bobby nie wrócił?- zapytałem, czując jak mój głos się łamie
-Nie, ale zaraz na pewno przyjdzie.
-Obiecał, że porozmawiamy. Dok2 hyung go zawołał i potem, go już nie widziałem. Martwie się.
- Nie rozmawialiście?- usłyszałem w głosie hyunga zszokowanie, a może troskę
-Nie, obiecał, że przyjdzie tak szybko, jak tylko możliwe. Urwie się i spędzimy z sobą wreszcie trochę czasu.-
drzwi od pokoju otwarły się i stanął w nich Kimbab, chwiejnym krokiem skierował się w stronę łóżka,
lekceważąc nie tylko hyunga, ale i mnie. Usiadł.
-Hanbini, porozmawiamy jutro, ok?- zapytał chyba dokońca nie kontrolując własnego języka, wyłożył się na łóżku
obejmując mnie w tali, zrzuciłem jego ramiona i wyrwałem się z posłania jak oparzony.
-Śmierdzisz jak żul spod sklepu, Jiwon. Idą spać na kanapę.- skierowałem się ku wyjściu, ciągnąc za sobą 
oniemiałego Jinhwana, który prawdopodobnie nie dowierzał jeszcze w to, co zobaczył. Zatrzasnąłem drzwi
i zgasiłem światło na przedpokoju
-Dlatego ostatnio spałeś na materacu?- Jinhwan zapytał wyraźnie zirytowany
-Nie chce mi się o tym gadać.- wyciągnąłem z szafy jakiś stary koc i poduszkę
-Jeżeli któryś z was powinien spać na podłodze, to on, a nie ty Bini.
- Każdemu może się zdarzyć, hyung.- miałem nadzieję, że odpuści i nie będziemy musieli
dłużej rozmawiać na temat moich problemów z Bobbym
-Robi ci krzywdę, nie widzisz tego?- pomógł mi rozścielić materac, tak by był chociaż odrobinę wygodny
- Widzę.
-Więc czemu na to pozwalasz? Miałem cię za inteligantną osobę.- rzucił mi poduszkę z kanapy, złapałem ją
i odłożyłem na moje prowizoryczne łóżko
-Bo go kocham. Program się skończy za niedługo i wszystko wróci do normy.- ułożyłem się wygodnie i zamknąkłem
oczy
-A jeśli nie wróci?
-Dobranoc, Jinhwan hyung.- wyszeptałem nie chcąc dalej już o tym rozmawiać, nie potrafiłem sobie wyobrazić,
co by się stało, gdyby mój Kimbap nie wrócił. Nie odpowiedział, uszyłszałem jak cicho otwiera drzwi do jego pokoju,
w którym czekał na niego Junhoe.


                                                                  *                                               *                                                  *

Bobby czasem był na prawdę okropnym chłopakiem. Wracał pijany późną nocą, przeklinał, kiedy
ktoś zabrał mu jego telefon lub łańcuchy, rzucał rzeczami, kiedy nie mógł napisać kolejnego tekstu.
Krzyczał, kiedy spóźniała się taksówka, albo nagrania do M&M się dłużyły. Znikał nocami, by
pościgać się z DOK2 hyungiem jego wypaśionymi samochodami, palił jakieś okropne papierosy.
Ciągle sprawdzał swój wyciąg z konta, by sprawdzić jak mają się jego fundusze. Jego ubrania
pachniały ohydnymi damskimi perfumami, a usta były szorstkie i nieczułe. Ale Jiwon miał też
plusy, czasami nie robił awantur, gdy wracał nietrzeźwy. Pisał, że spóźni się na spotkanie,
albo, że musi je odwołać, bo ma jakiś wywiad. Był też bardzo zdolny, udało mu się przecież
wygrać SMTM i zrobić sporą karierę, w przeciągu tak krótkiego czasu. 


                                                                         *                                                     *                                           *

Trzy miesiące po wygranej Bobbiego w SMTM3


 -Hanbin! Nie rycz, na miłość boską...Proszę cię, powiedz co się stało, hyung! Nie jestem telepatą.- spanikowany Junhoe
co chwila potrząsał moimi ramionami, starając się złapać ze mną jakikolwiek kontakt - Hanbin, Bini...co się dzieje?-
musiał być przerażony, powoli zaczynało mi brakować powietrza, dusiłem się przez mój własny płacz - Hyung! Jesteś pijany?!
Na boga, Hanbin! Jesteś pijany! Coś ty zrobił?!- poczułem jak obejmuje mnie w tali i przyciska do swojego ciała, schowałem głowę
w jego bluzie, dłonie zacisnęłem na podkoszulku- Już hyung, spokojnie. Jestem tutaj, już tu jestem.- kołysany w objęciach
przyjaciela poczułem jak moje powieki robią się cholernie ciężkie, nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem.

*
*
*
*
*
*
*
*
Kiedy się obudziłem leżałem we własnym łóżku, czyjeś ciepłe ciało ogrzewało mnie od tyłu, a ramiona obejmowały mnie na 
tyle ciasno, że nie byłem w stanie ruszyć się nawet o centymetr. Spróbowałem przekręcić się na drugi bok, jednak nic z tego nie wyszło.
-Nie śpisz?- ciepły głos wpadł prosto do moich uszu
-Która godzina?- wyprostowałem się, starając się usiąć na łóżku
-Spokojnie, Jinhwan hyung poprowadzi za ciebie choreografię. Ty lepiej powiedz, jak to się stało?- starał się znów mnie objąć, ale
wyszarpałem się i usiadłem na skraju materaca
-Co?
-Jak tak bardzo się nawaliłeś?- spojrzał na mnie pytająco
-Ty powinieneś o tym wiedzieć najlepiej, Jiwon.- westchnąłem
- Ja przynajmniej pije z głową!- oburzył się i gwałtowanie wstał, zaciskając pięści tak bardzo, że dłonie mu  pobielały
-Jeżeli piciem z głową nazywasz wracanie zarzyganym o nieludzkich godzinach do domu, to ok. Tak trzymaj.- wstałem i wciągnęłem na
siebie pierwsze lepsze spodnie od dresu i rozciągniętą koszulkę
-Korzystam z życia! W przeciwieństwie do ciebie!- krzyknął, rzucając poduszką w ściane
-Ja pracuje! W przeciwieństwie do ciebie!
- Proszę cię bardzo, możesz się zamknąć w tym twoim zasranym studio i z niego nie wychodzić! 
-Wiem, że byłoby ci to na rękę! Mógłbyś się puszczać na prawo i lewo, jak ci się tylko podoba!
-Przeginasz, B.I!
-Nie, Jiwon! Cholera, to ty przeginasz! Od pół roku!
-Jesteś przewrażliwiony!
-Wiedziałeś co brałeś!
-I drugi raz bym już tego samego błędu nie zrobił!- wrzasnął i cisnął kolejną poduszką tym razem we mnie, odsunąłem się,a ona trafiłą w ścianę
-Dobrze wiedzieć, że jestem dla ciebie błędem.- powiedziałem z zaciśniętym gardłem, starając się nie rozpłakać- Teraz wszystko jest jasne.-
wybiegłem z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Nie chciałem uciekać, potrzebowałem ochłonąć, usiadłem na schodach, które prowadziły do naszego 
dormu. Emocje popuściły. Pierwszy raz od dawna dałem na trzeźwo upust łzom. Byłem wściekły i rozgoryczony. Nie na niego, ale na siebie,
bo nie skończyłem tego wcześniej i pozwoliłem się wykańczać nerwowo.Pozbierałem myśli i postanowiłem wrócić do mieszkania, by stawić czoła
temu, czemu odawgi nie miałem się sprzeciwić przez ostatnie sześć miesięcy.

 


-Przepraszam, wiesz, że tak nie myślę.- powiedział, kiedy tylko mnie zobaczył w progu naszego współnego pokoju
-Jiwon, nie ma już przepraszam. Nie chcę już twoich kolejnych bezsensownych przeprosin, które nie mają
pokrycia w rzeczywistości.
-Przysięgam, że się zmienie! Będziemy z sobą spędzać dużo czasu, poprawie się.- usiadł obok mnie
- Nie chce twoich obietnic, przeprosin, pustych słów. Bobby, nie będzie kolejnego razu.
-Nie rozumiem.- wyszeptał patrząc się prosto w moje oczy
-To koniec.
-Zmienie się, będzie wszystko dobrze.
-Jiwon, to koniec mnie i ciebie razem. Koniec nas.
-Nie możesz nas tak przekreślić!- chwycił moje dłonie i zacisnął je w swoich. Splótł nasze palce razem
-Problem w tym, że mogę. Musisz, to wreszcie zrozumieć. - widziałem jak po jego policzku spływa
łza,  jak nerwowo zaciska szczęke. Czułem jak mocno trzyma moją dłoń, ale nawet nie zauważyłem,
kiedy wtulił się w moje ciało. Cały drżał, jego klatka piersiowa poruszała się nierównomiernie, a 
ręce były zaciśnięte na moich spodenkach. Nie objąłem go, czułem jak coś ściska mi gardło,
ale musiałem wytrzymać.
-Powiedz mi tylko jedno.- wyszeptał łamiącym się głosem, nie patrząc mi w oczy - Nie kochasz mnie?-
ukłócie w sercu jakie poczułem było nie do opisanie. Granie twardego przestało się liczyć, rozryczałem
się kolejny raz tego dnia, położyłem swoją głowę na jego i objąłem go z całej siły.
-Kocham, ale nie chcę, żebyś mnie dalej krzywdził, zrozum to. To mnie nieszczy, to zniszczyło nas.

 

 

                                                                       *                                           *                                                   *

 


Trzy tygodnie później


Otworzyłem gazetę, którą przyniósł Chanwoo, był w niej wywiad z Bobbym. Obiecałem mu,
że go przeczytam, kiedy on będzie już w Ameryce na święta. W spisie znalazłem stronę i
otworzyłem na niej czasopismo. 


''
R: Jak po czasie oceniasz udział w SMTM?

B: Wiele zyskałem. Sławę, pieniądze, kariere,
nowe propozycje pracy. Otwarły się przede
mną nowe drzwi. Ale przy tym wszystkim
straciłem jeszcze więcej. Część
siebie, swój charakter, zmieniłem się.
Odwróciło się ode mnie wielu ludzi,
przez to, jaki się stałem. Pozwoliłem
też w tym wszystkim odejść najbliższej
mi osobie, która od zawsze mnie wspierała.
Straciłem radość z tworzenia.

R: Czy cofnąłbyś czas? Zrezygnował z udziału w programie?

B: Jeśli wiedziałbym, że ta osoba znów mi zaufa
i odzyska we mnie wiarę, to zrobiłbym to bezwahania.

R: Chcesz coś jej w takim razie powiedzieć?

B: Wiem, że przeprosiny nic nie dadzą,
bo spaprałem sprawę, ale wiedz, że
jesteś dla mnie najważniejszą osobą
w moim życiu. Nie pragnę niczego bardziej,
niż odzyskania ciebie. Bardzo cię kocham.

                                                                          ''

 

Odrzuciłem gazetę w kąt i szybko chwyciłem w dłonie telefon. Nie zastanawiałem się, co mam napisać,
cała wiadomość jakoś sama przyszła, z naturalnym postępem. Nie musiałem czekać długo
na odpowiedź, była krótka, ale jasna i satysfakcjonująca.

''Ja ciebie też, zawsze.
  Tęsknię, przyleć.''

Like this story? Give it an Upvote!
Thank you!

Comments

You must be logged in to comment
Bijou_ #1
Chapter 1: Great story. you've got writing skills, hun.