List nr 4

Listy z wojny

Kochana Alexis!

Ile to już czasu minęło od naszego ostatniego spotkania? Z pewnością zbyt długo. Coraz ciężej mi bez Ciebie żyć. Wojna się przeciąga, wrogowie nasilają ataki, morale spadają, a ja najchętniej uciekłbym stąd do Ciebie. Tak bardzo za Tobą tęsknie... Niestety mam świadomość, że muszę walczyć. By zapewnić spokojną przyszłość mojej Ojczyźnie, a szczególnie Tobie.

 

Ulgę przynosi mi patrzenie na Twoje zdjęcie. Z dnia na dzień staje się ono coraz bardziej wytarte, przez to ile czasu spędzam trzymając je w dłoniach i pragnąc, by znów powrócić do tych beztroskich chwil razem. Za każdym razem gdy na nie spoglądam, odkrywam coś innego: jakby żyło i zmieniało się , w zależności tego co czuję. Jednak jedno pozostaje niezmienne : twój wzrok pełen troski i dobroci. Naprawdę nie wiem jak Bóg mógł obdarować mnie takim Aniołem jakim jesteś Ty. Czym sobie na Ciebie zasłużyłem? Jakim człowiekim bym był, gdybyś nie pojawiła się w moim życiu? Na pewno zostałbym ponurym człowiekiem, nie znającym miłości.

 

Wciąż mam w pamięci dzień, w którym Cię poznałem. To musiało być przeznaczenie. Taecyeon się rozchorował i akurat ja tego dnia go zastępowałem w bibliotece. Był majowy dzień, bardzo gorący jak na tą porę roku. Ludzie unikali wychodzenia z domu, więc biblioteka była pusta. Do popołudnia byłem zajęty ustawianiem książek na regałach i czytaniem klasyki literatury. Już myślałem , żeby zamknąć czytelnię i udać się do domu. I wtedy pojawiłaś się Ty: w zwiewnej sukience , z zakupami w dłoniach, lekko zmęczona, ale uśmiechnięta, z blaskiem w oczach. Zdawałaś się pochodzić z innego, lepszego świata. Nie mogłem przestać się na Ciebie patrzeć. Na pewno uznałaś mnie za głupca, gdy pytałaś się tym swoim aksamitnym głosem o pewne tomy dla swojej siostry, a ja stałem nieruchomo wpatrzony w Ciebie. Dobrze, że mimo wszystko zdołałem otrząsnąć się z tego odrętwienia i Ci pomóc. Starałem się wykazać pełny profesjonalizm, gdy podawałem ci to, o co prosiłaś , jednak zacząłem się lekko jakać.Widziałem wtedy iskierki rozbawienia w Twoim spojrzeniu, co nadawało Ci jeszcze większego uroku. Od tamtej chwili wiedziałem, ze nie mogę pozwolić, byś zniknęła z mojego życia.

 

Niebiosa były dla mnie łaskawe. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, gdy w tamtym momencie na dworze rozpętała się wiosenna burza: gwałtowna ulewa, która uniemożliwiła Ci pójście do domu. Wiedziałem, że to jedyna taka szansa by poznać Cię bliżej. Widząc zmartwiony wyraz na twojej buzi, zaproponowałem herbatę i ciasteczka. Zgodziłaś się. Czas jakby stanął w miejscu. Rozmawialiśmy. Pożądliwie chłonąłem każde słowo padające z Twoich ponętnych ust. Nie miałem dość: chciałem więcej i więcej. Nie spostrzegłem nawet kiedy minęły te 2 godziny.

 

Zdecydowałaś pójść już do domu. Bohatersko powiedziałem, że Cię odprowadzę. Na początku się opierałaś, ale w końcu wygrał zdrowy rozsądek: ja miałem parasolkę, Ty nie, a nadal padał deszcz. Zamknąłem bibliotekę i wyruszyliśmy. Niosłem Twoje zakupy. Ty trzymałaś się mnie pod ramię, by zmieścić się pod okapem parasolki. Czując twoje drobne ciało tak blisko mojego, różne myśli galopowały mi po głowie, ale jedna była najsilniejsza: by nigdy Cię już nie wypuścić ze swoich ramion, by ta chwila trwała wiecznie.

 

Niestety, nie mieszkałaś daleko. Po 15 minutach ujrzeliśmy Twój dom. Wtedy też przestało padać. Z żałosną miną patrzyłem na Ciebie jak mi dziękujesz i znikasz w drzwiach budynku. Wiedziałem już gdzie mieszkasz i że Ci nie odpuszczę. Nie wiem jaki urok na mnie wtedy rzuciłaś, ale wiedz, że jest on równie intensywny i skuteczny teraz. Nie mogę przestać o Tobie myśleć.

 

Kilka dni temu miałem sen. Śniłem o domku z drewnianych bal w górach. Mieszkaliśmy tam razem z naszym pięcioletnim synkiem o imieniu Gongchan, którego zdrobniale wołaliśmy Czansik. Był z niego kawał urwisa, ale o złotym sercu. Tak jak jego mamusia. Pomagał mi zbierać opał , a Tobie w domowych obowiązkach. Wiedliśmy takie spokojne i radosne życie. Pewnego wieczoru, gdy nasz pierworodny usnął, a my siedzieliśmy wtuleni w siebie przy kominku, wyjawiłaś, że ponownie jesteś w ciąży. Przekomarzałem się z Tobą, że to ma być córeczka, że musi być podobna do mnie. Ty udawałaś obrażoną i solidnie pobiłaś mnie poduszką. Byliśmy tacy szczęśliwi, bo tak naprawdę nie liczyły się słowa, nie liczyła się płeć naszego przyszłego potomka: najważniejsza była ta miłość, która znów się roznośnie i uczyni świat jeszcze piękniejszym.

 

Od tamtej pory unikam głębokiego spania. Nie dlatego, że sen mi się nie spodobał. Wprost przeciwnie: ta wizja jest tak kuszacą, że boję sie, że pewnego dnia mógłbym się nie obudzić, bo zostałbym w tamtym świecie. To tylko iluzja, taka cudowna, lecz nadal nieprawdziwa. A ja chcę, żeby stała się rzeczywistością. Chcę żyć u twojego boku, wychowywać wspólnie nasze dzieci, potem wnuki, chcę zestarzeć się z Tobą. Niczego bardziej nie pragnę na świecie prócz tego by towarzyszyć Ci przez resztę ziemskiego żywota: słyszeć , jak narzekasz, ze nie jesteś już taka młoda, że robią ci się zmarszczki, że włosy siwieją . Całowałbym Cię wtedy i mówił, że z dnia na dzień promieniejesz coraz bardziej. Ty kwitowałabyś to krótkim: 'głupek' i z uśmiechem na ustach szturchałabyś mnie lekko w ramię. A ja nadal widziałbym w Tobie tą pogodną dziewczynę, która miała na chwilę zajść do biblioteki, a szturmem zdobyła moje serce, nawet o tym nie wiedząc.

 

Dlaczego świat jest taki okrutny? Czemu nie pozwoli, by to się ziściło? W jakim celu nas tak silnie doświadcza? Nie znam odpowiedzi na żadne z tych pytań, lecz to już chyba nieważne. Nikt nas o nic nie pyta, wszystko się dzieje samo. Ja chcę przeżyć, by do Ciebie wrócić, to mój główny cel.

 

Tydzień temu pojawili się nowi rekruci. Słabo przeszkoleni, ale pełni nadziei, zapału i wiary. Jako że jestem kapitanem, to na mnie spadł obowiązek gruntownego przygotowania ich do walki. Ale czy to wogóle możliwe? Jak można nauczyć kogoś zabijać? Nie w takim kierunku chcę iść. Muszę im uświadomić, że mimo wszystko po drugiej stronie barykady są ludzie. Niech tym młodzikom przyświeca myśl, że ryzykują życie dla swojej rodziny, dla swojego narodu, a nie wojują dla samej nienawiści. Bo to prowadzi do wieloletniej zawiści, która będzie zatruwała duszę nawet długo po zakończeniu konfliktu. Jestem Tobie naprawdę wdzieczny, że nauczyłaś mnie okazywać dobro, współczuć i wybaczać. Dzięki temu mogę pomóc innym ludziom.

 

Wśród nowych żołnierzy szczególną więź nawiązałem z kapralem Jang Wooyoung'iem. Jest trochę naiwny, ale to tylko świadczy o dobrym charakterze i szczerości w relacjach. On bardzo martwi się o swoją starą matkę, która została sama w ich domku na wsi. Codziennie ją wspomina. To bardzo umocniło jego chęć przetrwania. Jest bardzo pilnym uczniem, rzetelnie wykonuje wszelkie rozkazy. Naprawdę żal mi tego chłopca: ma dopiero 17 lat, a ciąży na nim taka odpowiedzialność. Obiecałem, że w razie jego ewentualnej śmierci zajmę się nią. I tego zamierzam dotrzymać, lecz wolałbym, żebyśmy my wszyscy szcześliwie dożyli do tych lepszych czasów.

 

Mam nadzieję, że dbasz o siebie. Nie zamartwiaj się zbytnio o mnie, proszę. Nie chcę być powodem twoich zmartwień. Jesteś moim słońcem: swoją miłością oświetlasz mi drogę, którą kroczę. Nie pozwól by jakiekolwiek chmury Ci przeszkadzały. Myśl pozytywnie. Jeszcze kiedyś się spotkamy. Jeszcze kiedyś zdążymy się pokłócić i pogodzić, tak wiele razy. Jeszcze kiedyś będziemy wspominać te czasy jak zły sen, ktory w końcu zapomnimy. Nie trać ducha. Kocham Cię.

Twój na wieki

Hwang Chansung


Od Autorki: Wiem, że to Chansung jest młodszy od Wooyounga, ale musiałam to zmienić na potrzeby fabuły. Jak na razie to wszystko co napisałam, ale jeśli chcecie, żebym to kontynuowała, to dajcie znać.

 

Like this story? Give it an Upvote!
Thank you!

Comments

You must be logged in to comment
No comments yet