Love > Destiny

Love > Destiny
Please Subscribe to read the full chapter
 

Chłopiec przechadzał się po targowisku, pulchnymi paluszkami bębniąc w metalowe pręty klatek. Zawsze był nieco inny. Odróżniał się od pozostałych dzieci w okolicy, więc szybko stał się samotny. Jego ojciec nie mógł patrzeć na to, jak dziewięcioletni Minseok wraca do domu i siada na parapecie okna, ze kiem i pewnego rodzaju tęsknotą obserwując pociechy ich sąsiadów. Postanowił więc po prostu kupić mu przyjaciela.
- Którego chcesz, synu? - zapytał głębokim głosem, gdy handlarze niewolników przekrzykiwali się, starając się zaimponować wysoko postawionemu mężczyźnie. W klatkach lub na pozorowanej wolności, z kajdanami wokół nadgarstków i kostek u nóg, z zasłoniętymi twarzami lub spuszczonym w dół wzrokiem. Na Targu Ludzi można było spotkać każdy typ człowieka, niezależnie od płci, wieku, pochodzenia, koloru skóry czy włosów. Choć znajdowało się tam wielu silnych mężczyzn, którzy całymi dniami mogliby zajmować go zabawą, Minseok, zwany przez swoją matkę Baozim, pokazał palcem na niespełna siedmioletniego chłopca, którego puste oczy zwrócone były ku ziemi, gdy chował się za plecami tych, których los także był z góry przekreślony.
- Ten? - upewnił się handlarz, chwytając bruneta za kołnierz. Dziewięciolatek pokiwał głową, groźnie spoglądając na starca.
- Od dzisiaj on jest moim przyjacielem - powiadomił go dziecięcym, nieco piskliwym głosem - więc traktuj go dobrze! - Minseok chwycił chłopca za rękę, gdy tylko udało mu się rozwiązać sznury raniące jego skórę. - Jak się nazywasz? Ja jestem Baozi!
- Kim Jongdae - odpowiedział mu, nieco ośmielony jego życzliwością.
- Oj... to trudne! - jęknął Koreańczyk, marszcząc zabawnie brwi. - Mogę do Ciebie mówić DaeDae? - zawołał radośnie, a jego uśmiech powiększył się, gdy DaeDae pokiwał lekko głową.

 

***

 

Chłopcy śmiali się głośno, raz po raz rzucając w siebie jesiennymi, zbrązowiałymi liśćmi. Nie przejmowali się chłodem czy brakiem innego towarzystwa. Mieli siebie i to wystarczało im do zabawy. Nawet pozostałe dzieci biegające wokół dziedzińca nie sprawiały im przykrości, choć nie raz złośliwe uwagi czy przytyki kierowane były w ich stronę. Jongdae nie czuł się niewolnikiem, a Minseok nie był jego panem. A to, że w Seoulu nie znano miłości, nie oznaczało, że oni nie mogli się nią darzyć. Ich przyjaźń była prosta. Naturalna. I tylko to liczyło się dla rodziny Kim, gdy dwójka chłopców siedziała przy stole, radośnie wymachując nogami w powietrzu.

 

***

 

- Wiesz, Baozi - zaczął zamyślony Jongdae, gdy chłopcy leżeli obok siebie, zmęczeni całodniową zabawą. - Zanim ci ludzie mnie zabrali, mama powiedziała mi, że mam być grzeczny. Miałem wtedy tylko cztery lata. Nie wiedziałem dlaczego nie mogłem zostać i być z moją rodziną. Ale potem, żyjąc z obcymi ludźmi, wiele się uczyłem. Musiałem być im posłuszny. Zaczynałem rozumieć różne rzeczy i w końcu uświadomiłem sobie, że ci ludzie zamierzali mnie sprzedać, a ja byłem niewolnikiem. Tylko dlatego, że moja mama była bardzo biedna i nie mogła mnie zatrzymać. - Brązowooki zatrzymał się na chwilę, zbierając myśli. - Każdego dnia trenowali mnie na dobrego sługę, który szanuje swojego pana. Dbali o to, żebym mało mówił, dużo robił, wyglądał ładnie, skromnie i wdzięcznie. Ale kiedy w końcu wystawili mnie na tym przebrzydłym targu, pojawiłeś się Ty, wybierając mnie spośród tych wszystkich osób. Mnie. Na Twojego przyjaciela. I oto jesteśmy, już niemal cztery lata, Baozi. Cztery lata, w czasie których ani razu nie potraktowałeś mnie jak niewolnika. I dzisiaj, kiedy wyprawiłeś mi dziesiąte urodziny, chociaż nawet nie wiemy kiedy one wypadają, zorientowałem się, że ani razu Ci za to nie podziękowałem. Dziękuję, Seokkie.

- Nie masz mi za co dziękować, przyjacielu. Nie jesteś mi nic winien. Moja mama mówi, że jesteś wolny - odezwał się dwunastoletni chłopiec, po czym obaj uśmiechnęli się do siebie, nie do końca jeszcze rozumiejąc co owa wolność oznaczała.


***

 

Niełatwo było upilnować dwóch chłopców wkraczających w nastoletni świat. Szybko odkryli, że skakanie po drzewach, turlanie się w dół stoku i kąpiel nago w brudnym jeziorze to o wiele bardziej interesujące zajęcia niż szkoła, praca w polu czy pomoc rodzicom. Rzadko kiedy widziano ich tam, gdzie akurat być powinni, jednak jedno było pewne - jeśli wpadali w kłopoty, to obaj. Jednak jeszcze większym wyzwaniem było przewidzenie tego, co ma się stać, gdy tylko Minseok i Jongdae wejdą ze świata beztroski i prostego pojmowania w uniwersum pełne rozumowania, kalkulacji i ciągłego wahania się.


***

 

- Hej, Baozi oppa? - zagaił pewnego razu piętnastolatek, gdy leżeli razem na trawie, rozkoszując się pierwszymi promieniami nadchodzącej wiosny.
- Co jest, Dae? - rzucił luźno Minseok, podnosząc się na łokciu. Usiedli naprzeciwko siebie, po turecku. Ich kolana się stykały, a dłoń starszego chłopca gładziła delikatnie policzek Jongdae. Nie było nikogo, kto byłby mu bliższy. - No, powiedz swojemu hyungowi co Cię dr

Please Subscribe to read the full chapter
Like this story? Give it an Upvote!
Thank you!

Comments

You must be logged in to comment
No comments yet