Ye Shou Ben Neng (I love you)
Ye Shou Ben Neng (I love you)*Kris' pov*
- Ladies and gentelmans, please welcome... BABYYYYYMEEETAAAAAL! - na te słowa tłum zgromadzony pod sceną dosłownie oszalał. Wraz z pierwszymi dźwiękami ludzie zaczęli śpiewać, piszczeć, skakać, popychać się nawzajem czy wskakiwać na płot oddzielający nas od idolek. Jednym słowem - robili wszystko co tylko się dało, żeby upuścić trochę emocji. Czy to w czymś pomogło? Najwyraźniej nie, bo już po pierwszych kilkunastu minutach tłum ruszył w brutalne pogo. A ja, znajdując się w środku całego zamieszania, musiałem poddać się tej fali, by nie zostać zmiażdżonym.
A propos bycia zmiażdżonym, czy wspomniałem o tym, że wpadłem na kogoś z siłą dwustukilowego jaskiniowca? Nie? To wspominam teraz.
Na szczęście, lub niestety, byłem zbyt dobrze wychowany i za mało upity, żeby się tym nie przejąć. Odwróciłem się więc i wtedy... cholera, wtedy go zobaczyłem.
Siedział na ziemi, rozmasowując nogę. Próbował wstać, jednocześnie chroniąc głowę przed napierającym tłumem. Przeszło mi przez myśl, że upadł po moim popchnięciu i to sprawiło, że chciałem mu pomóc jeszcze bardziej. A potem wszystko działo się w ciągu ułamków sekund. Wyciągnąłem rękę w jego stronę, a gdy podniósł na mnie swój wzrok, w głowie miałem tylko jedną myśl. Boże, jakie on ma cudownie piękne oczy. Chwycił moją dłoń i zwinnie podciągnął się do góry, posyłając mi pełen wdzięczności uśmiech. Odwrócił się, zapewne z zamiarem odejścia, jednak chwyciłem go za ramię zanim zdążył to zrobić.
- Jesteś tu sam? - krzyknąłem, pochylając się nad jego uchem. Pokiwał głową, a do mojej głowy uderzyła myśl. Mam dziś szczęście. - Kris - przedstawiłem się, rozluźniając uścisk na jego ręce.
- Luhan - odezwał się ciepły, głęboki głos, który w ogóle nie pasował do jego dziecięcej postawy, dużych oczu i wąskiej twarzy, ale było to na swój sposób urocze.
- Zostań ze mną, też jestem sam - zaproponowałem, w zamian otrzymując kolejny uśmiech.
***
Zabrzmiały wersy ostatniej zaplanowanej na dzisiejszy koncert piosenki, kiedy pijany głos Luhana zawibrował seksownie przy moim policzku.
- Zatańcz ze mną, Krriiis.
I już po chwili skakaliśmy energicznie, ocierając się o siebie, śpiewając i śmiejąc się głośno. Tłum znów zaczynał nas powoli rozdzielać, więc objąłem chłopaka w pasie, przyciągając go z powrotem do siebie. Pisnął zaskoczony, ale przylgnął do mojego ciała, zaciskając pięść na mojej koszulce.
Przepychaliśmy się w masie ludzi, trzymając się za ręce. Na naszych twarzach gościły wielkie uśmiechy, a ja naprawdę nie chciałem, żebym ten dzień się kończył. Gdy przekroczyliśmy bramki, coś we mnie pękło.
- Zobaczymy się jeszcze kiedyś? - zapytałem, gdy Luhan wydostał się z mojego ciasnego uścisku.
- Pewnego dnia Cię znajdę, obiecuję.
Mogłem tylko obserwować, jak jego kolorowa od naszywek kurtka znika za rogiem, podświadomie czując, że było to nasze ostat
Comments