Pożegnanie

Pożegnanie

To wszystko było męczące, ciągłe próby, występy, ciągłe życie pod okiem ekspertów czy fanów. Jednak dawało to swojego rodzaju radość, tak niepowtarzalną. Wieczory były jednak chwilą upragnionego odpoczynku, uważam, że zasłużonego zresztą. Nie często zespół spędzał wieczory w pełnym składzie, dlatego ten wieczór był szczególny. Potargałem wilgotne jeszcze włosy wchodząc do pokoju, który dzieliłem z Luhanem. Spojrzał na mnie z ukosa nie odwracając głowy od swojego laptopa. Był już w piżamie, jego włosy opadały mu na twarz w nieładzie i wyglądał jeszcze bardziej uroczo niż zwykle.

-Lulu! - krzyknąłem radośnie jakby na powitanie rzucając się na łóżko obok Luhana. Ten jednak nie zareagował na mnie. Nie zachowywał się normalnie, nie po to starałem się, jak zawsze, gdy był w Korei, aby dzielić z nim pokój. Zawsze był to miły czas spędzony na śmiechu, opowiadaniu sobie co się wydarzyło przez czas, gdy się nie widzieliśmy, zadawaniu sobie mnóstwa pytań, był to czas tylko dla siebie dzięki któremu czułem się bliżej Xiaolu. Ale tym razem on nawet nie patrzył, po prostu jakbym nie istniał. To bolało jeszcze bardziej niż to, że musiałem znosić często jego bliską obecność nie mogąc się zdradzić z tym, że jest dla mnie kimś więcej niż kolegą z zespołu. Lubiłem, gdy się śmiał dzięki mnie, gdy spędzaliśmy te wieczory. Usiadłem lekko zasępiony na brzegu łóżka i wpatrzyłem się w ekran jego laptopa.

-Co chcesz? - burknął Luhan odsuwając ekran ode mnie tak jakby coś ukrywał. Ta oschłość nie pasowała do niego. Na dodatek nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic (moja mała tajemnica się nie liczy), a on teraz ucieka nawet z laptopem, gdy patrzę.

-Ja nic, już nic - spojrzałem tylko na niego ze kiem i powlokłem się na swoje posłanie. Ułożyłem się odwrócony do niego plecami. Trudno, przecież nie będę błagał na kolanach o zainteresowanie.

 

Rano jak zwykle w dormie panował chaos. Tak to jest jak zamknie się 12 chłopców w jednym domu. 2 łazienki to za mało, stanowczo za mało. Wychodziłem z pokoju, gdy w drzwiach wpadłem na Luhana.

-Lu-ge~ - mruknąłem pocierając ręką jeszcze zaspane oczy.

-Rusz się - powiedział tylko przeciskając się w drzwiach.

-Ruszam się Lulu, ruszam, właściwie to gdzie ja ruszam? - mój mózg chyba jeszcze nie pracował dobrze. Było tak rano, tak głośno.

-Nasz Hunhan miał udaną noc? - zażartował jak to miał w zwyczaju Bacon szczerząc zęby w uśmiechu.

-Umpfh - mruknąłem i wreszcie obrałem za swój cel kuchnie. Tam to dopiero rozgrywało się pole bitwy. Moi koledzy z zespołu rzucali się na jedzenie rozstawione na stole jakby to był ich ostatni posiłek w życiu. Chociaż może i można było mieć co do tego obawy, nigdy nie można było być pewnym ile potrwają wszystkie próby, wywiady czy sesje, chwila czasu na posiłek mogła nadejść dopiero wieczorem. Także również rzuciłem się do upolowania czegokolwiek co jeszcze zostało. Kai przesunął się trochę na ławeczce robiąc mi miejsce i zaraz włączyłem się do wesołej rozmowy. Nie mieliśmy jednak za dużo czasu, więc w biegu dojadaliśmy co było i ubieraliśmy kurtki. Potem w samochód i na sesje. Exo na sesji to również chaos. Chyba nie umiemy okazywać zmęczenia. I dopóki ktoś nas nie ustawi to my sami tego nie zrobimy porządnie, tak to już jest. Na resztę dnia byliśmy rozdzieleni na kilka grupek gdzie każda miała co innego do zrobienia. Spotkaliśmy się ponownie dopiero w dormie. Chcąc spędzić trochę czasu razem zgromadziliśmy się w salonie przed telewizorem. Wcisnąłem się obok Luhana i patrzyłem z wyższością jak Lay i Xiumin siadają na podłodze z powodu braku miejsc. Uśmiechnięty spojrzałem na Lulu, ale zaraz mi ten uśmiech zniknął, gdy zobaczyłem jego zaciętą minę. Wychyliłem się, więc przez oparcie kanapy i zacząłem dyskutować z Suho, który chyba trochę mnie nie słuchał, bo był zajęty filmem. Kilka razy zostałem uciszony przez pana wielce złego, ale nie obchodziło mnie to. Gdy film się skończył wszyscy zgodnie orzekli, że to dobry czas żeby coś zjeść. Dla nas zawsze był dobry czas żeby coś zjeść. Zbierając w sobie silną wolę wstawaliśmy wszyscy po kolei i kierowaliśmy się do kuchni. Oczywiście niemożliwością jest żeby gotowało naraz 12 osób, więc w kuchni została tylko czwórka zespołu, a reszta wróciła do salonu. Tym razem jako swoją ofiarę wybrałem Kaia i zajęliśmy się żartowaniem z reszty zespołu. Luhan został w kuchni co chyba mnie nawet ucieszyło, bo na pewien czas w ogólne przestałem o nim myśleć. Nawet, gdy wszedł do salonu niosąc miski z jedzeniem nie zwróciłem na niego uwagi, akurat jedzenie stanowiło wtedy priorytet. Sprawa jego nadąsania zaczęła mnie męczyć dopiero, gdy skierowaliśmy się do swoich pokoi. Miałem już odrobinę dosyć, ale nie wiedziałem czy lepiej będzie spróbować porozmawiać czy może wygarnąć mu jego dziecinne zachowanie. Ale... No bałem się, że jeśli zastosuje tą drugą opcję to nasze kontakty jeszcze bardziej się popsują. Dlatego gdy Lulu zgasił światło i leżał już jakiś czas odwrócony do mnie plecami zebrałem się w sobie.

-Xiaolu – szepnąłem w mrok.

I nic.

-Lulu! – spróbowałem trochę głośniej, bo byłem pewien, że nie śpi.

-Cooo? – usłyszałem stłumiony przez kołdrę głos.

-Możemy porozmawiać? – zapytałem.

-Jest noc Sehun, dobranoc – zakończył rozmowę, ale jeśli myślał, że tak szybko się mnie pozbędzie to bardzo się mylił. Nie tym razem.

-Jest noc, więc to jedyny czas, gdy możemy porozmawiać, chce tylko o coś zapytać – nalegałem. Postać na łóżku obok obróciła się i w ciemności zauważyłem połyskujące oczy wpatrzone we mnie.

-Co się ostatnio dzieje? – zapytałem.

-Nic przecież, a co się może dziać?

-Luhan no! Przestań udawać, że nic. Jak coś się dzieje, może coś do mnie masz to mi to powiedz. Mam dosyć takiej zabawy, nic nie zrobiłem o co mógłbyś się gniewać, a zresztą my się nigdy nie kłóciliśmy, skąd, więc teraz u ciebie takie zachowanie? – starałem się opanować, ale wszystko się we mnie gotowało. Nastało milczenie. Zacząłem się już niecierpliwić tą ciszą i brakiem odpowiedzi, gdy on się odezwał:

-Czemu mnie o to męczysz? Jak chcesz sobie porozmawiać to przecież równie dobrze możesz iść do innych swoich hyungów.

-I to, że mogę jest twoim wytłumaczeniem nie rozmawiania ze mną? Mogę rozmawiać z innymi, ale mogę też z Tobą hyung.

-Tak się świetnie z nimi dogadujesz, że nie widzę potrzeby zawracania główki naszemu maknae.

Moje nerwy były już porządnie nadszarpnięte jednak było coś co nie pozwalało mi wybuchnąć. Byłem po prostu zdziwiony. Zdziwiony, bo mój towarzysz nigdy się tak nie zachowywał. Nie chciałem tej napiętej atmosfery.

-Hyung, a może Ty po prostu jesteś zazdrosny, co? – chciałem żeby to zabrzmiało jak żart za to wyszło mi trochę jadowicie. Luhan uniósł się na łóżku i wyglądał aż odrobinę złowrogo. Tak, mój Lulu wyglądał złowrogo, nikt by w to nie uwierzył, ale ja taki właśnie obrazek widziałem.

-Bywa tak, że nie widujemy się bardzo długo – usłyszałem, a jego głos był jakiś taki pusty, że coś zakuło mnie w klatce piersiowej – a gdy przyjeżdżam to niby wiem, że bardzo się cieszysz i to okazujesz, ale Sehun...

Zamilkł. No po prostu zamilkł. Miałem ochotę go udusić. Zaczął tak dziwnie, że nie wiedziałem czego się spodziewać, ale chyba wolałbym cokolwiek niż tę ciszę.

-Lulu, no co? – ponagliłem wychylając się odrobinę w jego stronę, aby lepiej go widzieć.

-Nic Sehunnie, po prostu miałem wrażenie, że tym razem się nie cieszysz – dokończył i uśmiechnął się tym swoim cudownym uśmiechem.

-Więc tylko o to chodziło? – zapytałem rozbawiony.

-Uhm... Ale teraz śpijmy, jestem wykończony – machnął mi jeszcze ręką, odwrócił się i nastąpiła cisza.

Byłem uszczęśliwiony, że to nie było nic poważnego, że to nie była jakaś sprawa życia i śmierci. Im dłużej jednak leżałem i analizowałem całą tą sytuację tym czułem się mniej usatysfakcjonowany z jej rezultatów. Nocą lubię sobie pomarzyć i obudziła się we mnie dziwna myśl jak to cudownie by było gdyby mój ukochany Lulu był o mnie zazdrosny. Ale nie był. Bo niby czemu miałby być. Śpij Sehun, jesteś głupi i naiwny.

 

Nigdy więcej nocnych przemyśleń, nigdy więcej, nigdy. Czuję się umarły, nie odróżniam ściany od drzwi, a gdyby nie to, że poczułem chłód to wyszedłbym przez okno. Mimo tego okropnego niewyspania i rannej pobudki trochę siły dało mi to, że Luhan nie był już wobec mnie taki oziębły. Śmiał się z mojego nierozgarnięcia, odgarniał moje jasne włosy żeby nie wpadły mi do jedzenia, a nawet przytulił mnie, gdy udałem, że jestem tak nieogarnięty i wpadłem na niego, huehue, zawsze można trochę spotęgować swój stan na własną korzyść, to nic złego. Kilku chłopaków zwróciło uwagę na to, że nasze relacje znów są w porządku, ale nikt o nic nie pytał, no, bo w sumie to nigdy nie zwierzaliśmy się tak dosłownie ze wszystkiego sobie, chociaż dobrze się znaliśmy. Mieliśmy dzisiaj dość męczące próby, dużo tańczyliśmy. Lubiłem to, ale po tak wymagających treningach bywałem obolały. To nic, w czasie trainee bywało gorzej, teraz byłem przyzwyczajony. W środku dnia wpadliśmy na pomysł żeby wyjść coś zjeść, podczas próby brzuchy burczały nam tak głośno, że wybuchaliśmy śmiechem i wciąż któryś psuł nam choreografię, bo albo się zatrzymywał albo leżał na ziemi dusząc się ze śmiechu, przez co reszta wpadła na niego i tak oto tworzyliśmy unikalny totem złożony z członków Exo. Podjęliśmy ten pomysł i ruszyliśmy do pobliskiej knajpki. Skłoniliśmy się sprzedawcy, zamówiliśmy jedzenie i robiąc uprzednio małe przemeblowanie (jak można nie mieć 12-osobowych stolików?!) usiedliśmy szczęśliwi, że zaraz coś zjemy. Lulu siedział obok mnie, patrzył na mnie co jakiś czas i uśmiechał się, przez co myślałem, że moje serce wyląduje za chwilę w mojej miseczce. Jeszcze zapatrzony w niego bym je zjadł. Czasami bałem się, że wszyscy widzą moje uczucia, obawiałem się, że nie umiem ich ukrywać i mimo, że jeszcze nikt ich nie skomentował to wszyscy wiedzą i po kryjomu mnie obgadują. Że nawet sam Luhan wie i uśmiecha się do mnie tak słodko teraz tylko, dlatego żeby potem wyśmiać mnie jaki to zapatrzony w niego byłem. Chociaż zdawałem sobie sprawę jak głupie jest to wyobrażenie to czasem nie mogłem się go pozbyć. Czasem też nachodziła mnie jeszcze głupsza myśl, a mianowicie chęć powiedzenia mu o wszystkim. Trochę by pobolało odrzucenie, może nawet i musiałbym się zmagać z wyśmianiem ze strony reszty grupy gdyby Luhan opowiedział im jakiego to mają geja w zespole, ale przynajmniej mój mózg uporczywie by nie powtarzał, że może jednak coś... Coś może wyjść. Potrafiłem się tak ze sobą kłócić godzinami. Ale jednak starałem się przy całej grupie wyglądać normalnie i tak też się zachowywać. Mimo że w środku chyba już trochę umierałem. Nasza przerwa nie mogła być jednak zbyt długa i po upływie tego krótkiego czasu musieliśmy wrócić do wytwórni. Musieliśmy być pewni, że wszystko jest perfekcyjne. Jutro czekał nas wyjazd do Chin.

Wieczorem nawet gdybym bardzo chciał nie udało mi się zamienić z Luhanem więcej niż kilka słów. Po prostu padliśmy jakby nas co najmniej zagoniono do pracy w kopalni.

 

Nie wiem jak źle musieliśmy wyglądać następnego ranka, ale chyba bardzo, bo nasza stylistka i makijażystka miała dużo pracy. Na lotnisku jak zwykle był straszny tłok. Ktoś robił nam zdjęcia z ukrycia, jeszcze inni nagrywali nas zupełnie jawnie. A my jak marionetki uśmiechaliśmy się czasem do obiektywów. Wreszcie dowiedzieliśmy się, że możemy już wsiadać do samolotu. Podszedłem do Luhana i wsunąłem swoją dłoń w jego. Jakoś nigdy nie miał nic przeciwko, robiłem tak już od czasów trainee, gdy byliśmy w jakimś tłocznym miejscu, tak po prostu, żeby czuć się bezpieczniej. Aparaty oczywiście oszalały na ten widok. Eh, no jarajcie się, szkoda tylko, że nie macie czym, ja też bym chciał żeby było to coś więcej niż zwykłe trzymanie za rękę swojego hyunga, ale nic z tego. Wsiedliśmy do samolotu i zajęliśmy swoje miejsca. Zważając na wczesną pobudkę wszyscy ziewali, siadali wygodniej w swoich siedzeniach i zamykali oczy. Luhan też opuścił głowę chyba starając się spać, ale cały czas zmieniał pozycję i kręcił się jak opętany na swoim fotelu.

-Zbadali cię na obecność pasożytów? – Baekhyun spojrzał na niego mrużąc zaspane oczy.

-A Ty się przygotowujesz do roli w horrorze czy to tylko twój nowy image? – odgryzł się Luhan i faktycznie miał trochę racji, bo eyeliner Baekhyuna przemieścił się już odrobinę niżej niż być powinien. Bacon westchnął i obrócić się do Chanyeola, z którym siedział jęcząc żeby pomógł mu coś zrobić z tą horrorową stylizacją. Wyglądało to całkiem komicznie gdy Chanyeol starał się zmazać eyeliner, ale że ten nie schodził tak łatwo poślinił palec, co jednak Baekhyun przyjął z głośnym krzykiem żeby ten go nie ślinił. I tak się szamotali na tych fotelach aż stewardessa zwróciła im uwagę żeby się uspokoili, chociaż sama wyglądała na rozbawioną. Dopiero, gdy komiczna scena się zakończyła, bo nadal brudny Bacon schował twarz w szalik a Chanyeol dał sobie spokój, poczułem, że zmienienie pozycji przeszkodzi w odpoczynku pewnej osóbce, która zasnęła z głową opartą na moim ramieniu. Jak spał wyglądał jeszcze bardziej jak anioł. Jeny, jeśli w niebie są tylko takie anioły to chcę tam trafić. Odchyliłem tylko głowę do tyłu i również zamknąłem oczy. Było mi cholernie niewygodnie, ale cóż. Miarowy oddech Jelonka jakoś uśpił i mnie.

-Sehunnie~

Co do kurwy nędzy, co. Ah, to Lulu, powiedziałem na głos to pierwsze? Oby nie. Otworzyłem oczy i spojrzałem na niego. Sam przecierał oczy, ale miał już na sobie kurtkę. Zamknąłem znów oczy. Niech mnie wyniosą z tego samolotu, chce spać.

-Seeeeeehun.

Jestem celebrytą, niech mnie wyniosą.

-No nie śpij już.

Wynieś mnie na rękach z tego samolotu niczym pannę młodą pacanie, a nie drzesz mi się nad uchem. Wyobrażenie jednak tej sceny sprawiło, że parsknąłem krótko śmiechem.

-Wiedziałem, że nie śpisz!

No jeszcze się drze, co za menda. Kochana menda, o ile się nie drze, gdy chcę spać. No ale dla świętego spokoju otworzyłem oczy.

-Niedługo lądujemy – oznajmił widząc, że już zrezygnowałem ze spania.

-Cudownie, uda mi się jeszcze zdrzemnąć?

-Nieee, nie śpij, bo nikt cię stąd nie wyniesie jak nie będzie cię można potem dobudzić.

Kekekeke, miałeś mnie wynieś mendziuro.

-No dobrze, już nie śpię, nie śpię – powiedziałem zrezygnowany i zerknąłem za okno. Chiny były piękne z góry. Chociaż z tej wysokości wszystko mogło się wydawać piękne.

Chwilę potem wylądowaliśmy i trzeba było przetransportować swoje zacne zadki poza zasięg fotelów samolotu. I znów mnóstwo ludzi, ogólny chaos. Ale znów to cudowne uczucie trzymania ukochanej osoby za rękę. Patrząc na te wszystkie fanki coś mi nagle zaświtało w tej ciemnej główce. Kiedyś Luhan znajdzie sobie dziewczynę. To z nią będzie chodził za rękę i to z nią będzie spędzał czas. A ja zostanę na drugim planie. Ba! Oby na drugim. Mogę przecież zostać zupełnie zapomniany. I on nigdy się nie dowie, co do niego czuje. Będzie szczęśliwy w moim nieszczęściu. O losie, czemuś ty taki okrutny. Męczę się ostatnio aż nazbyt. Mam wrażenie, że czuje coraz mocniej, coraz bardziej to przeżywam i źle to na mnie wpływa. Chyba nawet inni zaczęli zauważać, że coś jest na tak, coraz częściej widzę ich zmartwione spojrzenia na sobie. Nawet nie pamiętam jak trafiliśmy do hotelu. Wciąż pochłaniały mnie myśli.

-Wszystko w porządku? – zapytał mnie Lay cicho, gdy jedliśmy coś na kształt obiadu, ale ja nie mogłem tknąć nawet kawałka.

-Nie, nie jest w porządku – rzuciłem krótko nim zdążyłem się zastanowić nad tym co mówię.

-Chcesz pogadać?

-Chce, ale... Ale nie mogę, wybacz – zakończyłem tę rozmowę, wstałem i ruszyłem do swojego pokoju. Nie dane było mi jednak długo cieszyć się samotnością, gdy ktoś zapukał rytmicznie.

-Proszę – powiedziałem czekając na gościa.

W drzwiach ukazała się najpierw głowa Suho, a następnie cała sylwetka lidera.

-Mogę? – zapytał i nie czekając na odpowiedź przysiadł na skraju mojego łóżka – Sehun... Wszyscy widzą, że coś jest nie tak.

-To nic takiego. Ostatnio gorzej się czuję – odpowiedziałem zerkając w bok. Nie chciałem mu kłamać, ale prawdy też nie mogłem powiedzieć. Nie istniało nic, pomiędzy więc zdecydowałem się wybrać mniejsze zło.

-To przez stres? Natłok zajęć? Sehun-ssi, jeśli nie dajesz sobie rady to musisz mi o tym koniecznie powiedzieć.

Suho patrzył się na mnie uparcie i chyba gdyby mógł to wywierciłby mi dziurę prosto do cennych informacji, które w sobie ukrywałem.

-Nic z tych rzeczy... Chyba się tylko trochę przeziębiłem – skłamałem. Znów. A dla lepszego efektu jeszcze pociągnąłem sztucznie nosem.

-W takim razie wiem co może pomóc! – kochany lider tak niesamowicie się ucieszył jakby dali mu właśnie możliwość zbawienia świata. I tak jak się spodziewałem po chwili przyniósł buteleczki z witaminami. Posłusznie wypiłem wszystko co mi dał i chyba przez jego paplanine zacząłem naiwnie wierzyć, że to mi pomoże na wszystko. Nawet na zbyt miękkie serce w stosunku do pewnego Jelonka... Na myśl o nim ścisnęło mnie w żołądku. Siedzę tutaj od obiadu zamiast siedzieć z nim. Poczułem się trochę jakbym zaraz miał umrzeć i właśnie tracę ostatnie chwilę na bezsensowne witaminki. Odrzuciłem kołdrę i ruszyłem w stronę drzwi.

-Aż tak szybko ci pomogło? – doszedł mnie głos Suho.

Nawet mu nie odpowiedziałem. Nie wiem jakie działanie miały te jego specyfiki, ale chyba zebrałem się w sobie by choć spróbować powiedzieć Luhanowi co czuję. Siedzą samemu w tym pokoju czułem się naprawdę źle, czułem, że muszę coś zmienić, że przecież nie będę ciągnąć tego całe życie. On musiał się dowiedzieć o tym co do niego czuję. Choć bałem się tego co nastąpi to wiedziałem zarazem, że to co dzieje się teraz również nie jest dobre i nie wpływa pozytywnie na nasze relacje i moje z pozostałymi członkami grupy. Wydobywając z siebie całą odwagę jaką udało mi się zgromadzić wszedłem do salonu gdzie zostałem wszystkich prócz Luhana i Suho, który aktualnie stał za mną.

-Gdzie Lulu? – zapytałem bezpardonowo reszty, ale odpowiedziała mi głucha cisza. Nie wiem ile to tak trwało, ale wydaje mi się, że całe wieki. W tej ciszy dało się wyczuć coś ciężkiego, coś co każdemu z nas siadało na barkach i złośliwie śmiało się do ucha. Przytłaczało mnie, więc z naciskiem powtórzyłem pytanie.

-Luhan... Luhan postanowił odejść – dotarły do mnie słowa kogoś z zespołu. Nie zarejestrowałem nawet kogo bo uderzyły we mnie z taką siłą, że gdyby były przedmiotem pewnie leżałbym na podłodze.

-Teraz? Tak nagle zabrał swoje rzeczy i uznał, że odchodzi? – zapytałem nie mogąc uwierzyć w to co usłyszałem.

-Nie. Planował to już od jakiegoś czasu... Widzisz... Bał ci się o tym powiedzieć... – tym razem wiem, że to Suho odezwał się za moimi plecami.

Zabolało. Wszyscy wiedzieli, a ja jak dziecko byłem okłamywany jego uśmiechem, że wszystko jest okej.

-Więc już go więcej nie zobaczę?! – wykrzyknąłem już pełen rozpaczy i kumulującego się wciąż bólu, który rozsadzał mi klatkę piersiową.

-Przed nim jeszcze sprawa sądowa i... pewnie jeszcze zjawi się... – mówił Chen, ale ja czułem, że już więcej go nie zobaczę. Wypadłem z pomieszczenia zabierając najważniejsze rzeczy. Chciałem się z nim spotkać choćbym miał przebiec wszerz i wzdłuż cały Pekin.

Ciemne już niebo patrzyło z góry na moje poczynania, a ja nie wiedziałem co mam zrobić, dokąd iść. Starałem się skupić, musiałem rozważyć gdzie mógł pójść Luhan. Mimo wszystko to miasto było przecież takie wielkie, a ja już nie do końca wiedziałem czy naprawdę znam człowieka, który wydawał się tak bliski memu sercu. Wtedy jakby zaprzeczenie na moje wątpliwości ukazała się w mojej głowie myśl. Na pewno chciał się teraz dostać do domu! Biegiem ruszyłem w podziemia, do metra. Nie wiem ile tak biegłem po zaludnionych korytarzach podziemia, ile twarzy wydało mi się złudnie podobnych do jego twarzy i ile razy czekał mnie zawód. Nie było go. Nie mogłem dać za wygraną, chciałem go szukać choćbym miał paść z wyczerpania. Jeśli go nie znajdę umrę z tęsknoty. Skoro tu go nie było to może był przede mną. Miałem szczerą nadzieję, że uda mi się go dogonić. Ile szczęścia było w tym, że wiedziałem jak dotrzeć do domu Luhana. Sprawdziłem tablice z rozkładem jazdy, a gdy nadjechało odpowiednie metro bez zastanowienia do niego wsiadłem. Dopiero w środku, gdy oparłem się o jakieś siedzenie zdałem sobie sprawę jak niemożliwej rzeczy się podjąłem. W jakiej sytuacji pozostawiłem swoich hyungów i nawet nie chciałem sobie wyobrażać co teraz czują. Wystukałem na swoim telefonie: „Nie martwcie się, wrócę do was niedługo, zaufajcie mi.” i wysłałem do Chanyeola. Może nie była to wiele wyjaśniająca wiadomość, ale moje myśli były w stanie skonstruować jedynie coś takiego. Wydawało mi się, że metro jedzie zbyt wolno, choć zdawałem sobie sprawę z jaką szybkością pokonuje ogromne odległości. Dotarłem na miejsce przesiadki i wyleciałem jako pierwszy znów w zatłoczone korytarze. Musiałem przepchnąć się trochę dalej, ale tępi ludzie stający na samym środku i uniemożliwiający przejście po prostu mi to uniemożliwiali, co skutkowało tym, że trochę zboczyłem z drogi.

-Przepraszam – powtórzyłem już niemal automatycznie popychając kolejną osobę z kolei. Jednak ta osoba chyba nie chciała zlekceważyć mojego zachowania, bo jakaś ręka mocno zaciskała się na moim ramieniu. Spojrzałem trochę wściekły i zobaczyłem Luhana. Twarz miał przysłoniętą maseczką, ale jego oczy były utkwione we mnie jakby właśnie w tej chwili czytał mi w myślach. Chciałem móc z nim porozmawiać, a zarazem choć na chwilę nie być ofiarą tego badawczego wzroku. Tym razem ta ja zacisnąłem palce na jego przegubie i pociągnąłem w stronę bocznego korytarzyka prowadzącego do toalet. Gdy tylko tam dotarliśmy puściłem go i odetchnąłem z ulgą zauważając, że nie ma tu tak wielkiego hałasu. Dopiero teraz moje serce podskoczyło do gardła tworząc barierę dla mojego głosu. Udało mi się go znaleźć, ale co ja mam teraz zrobić? Paść na kolana błagając żeby nie odchodził?

-Sehunnie, co ty tutaj...? – Luhan przerwał moje żałosne rozmyślania. Wyglądał tak jakby przyłapano go na czymś złym. Patrzył raz na podłogę, raz na mnie nerwowo przeplatając palce.

-Musiałem cię znaleźć. Ja nie rozumiem czemu ze mną o niczym nie chciałeś rozmawiać, czemu pominąłeś mnie jako jedynego, myślałem...

Myślałam, że będzie mi łatwiej to powiedzieć, że wyrzucę wszystko z siebie, ale głos odmawiał mi posłuszeństwa.

-To nie tak... Po prostu... Wiedziałem, że będziesz ny. Nie chciałem widzieć cię nego.

Spojrzałem na niego tylko nie wiedząc co mam powiedzieć. Nieważne co mówił i tak było to dla mnie bolesne i ciężko było mi to zrozumieć. A on teraz patrzył na mnie i choć mówił o moim ku to jego oczy przedstawiały jeszcze większe przygnębienie. Milczeliśmy przez trochę. Zdałem sobie sprawę, że cokolwiek bym teraz nie powiedział to i tak nic nie zmieni, a robienie mu wyrzutów po prostu nie wchodziło w grę widząc jego ną twarz.

-Przepraszam Sehun... przepraszam... – usłyszałem jego cichy szept, a oczy zaszły mu łzami. W ułamku sekundy był już na tyle blisko mnie by musnąć wargami moje usta. Zamarłem. Wielki kamień, nie wiadomo skąd, wylądował w moim żołądku.

-Kocham Cię Sehunnie. Chyba nie chciałem od tego pożegnania chronić tak ciebie jak samego siebie.

Nie byłem pewny czy te słowa były wypowiedziane naprawdę czy tylko sobie je wyobraziłem, ale chciałem skorzystać z tej cudownej chwili, chciałem czerpać z niej ile tylko się dało.

-Też Cię kocham hyung. Nie zostawiaj mnie, proszę – szepnąłem i wtuliłem się w Luhana. Niestety zaraz poczułem jak on odrywa mnie od siebie.

-Nie utrudniaj mi czegoś co jest już dla mnie wystarczająco trudne. Wróć do reszty i żyj tak jak przedtem... Obiecuje, że jeszcze się zobaczymy – mówił, a jego głos drżał – zobaczymy się w innych okolicznościach.

Uśmiechnął się lekko, wydawałoby się, że z trudnością. Ujął w dłonie moją głowę i pocałował mnie w czoło. Zanim zdążyłem wziąć oddech by powiedzieć mu jak bardzo nie chce się z nim rozstawać on już wyszedł. Szybko złapałem za drzwi i wpadłem znów w tłum, w którym nie było możliwości go znaleźć. Po prostu przepadł, ale we mnie tliła się nadzieja, że jeszcze go zobaczę. W innych okolicznościach.

Like this story? Give it an Upvote!
Thank you!

Comments

You must be logged in to comment
No comments yet